Warning: error_log() has been disabled for security reasons in /home/hosting/prv-hosting/opx.pl/e/d/red-pride/wp-includes/wp-db.php on line 1289 Warning: error_log() has been disabled for security reasons in /home/hosting/prv-hosting/opx.pl/e/d/red-pride/wp-includes/wp-db.php on line 1289 Nieudany spektakl | Manchester United- Born to be Red

Nieudany spektakl

Muszę przyznać, że dzień po meczu cały czas trudno jest napisać coś konstruktywnego, co nie będzie opierało się tylko i wyłącznie na emocjach, ale jakkolwiek rzeczowej analizie spotkania, które wczoraj mieliśmy szczęście, bądź nieszczęście widzieć.
Zacznę od drobnego wstępu, żeby może w odpowiedni sposób nakreślić sytuację przedmeczową. W czwartkowy wieczór przystępowaliśmy do spotkania, w którym musieliśmy walczyć o odrobienie wyniku, ponieważ w pierwszym meczu przegraliśmy z The Reds 0-2. Rywalizacje z Liverpoolem dla każdego fana United są szczególne. Nie jest to zwykły pojedynek, jeden z wielu, które trzeba rozegrać w sezonie. Nie, to prawdziwa batalia, takiej która żadna strona nie chce przegrać . W idealnym świecie piłkarze powinni na takie mecze wychodzić zmotywowani na 200%, gotowi zostawić na boisku całe serce- tego właśnie od nich oczekuje. Kibice są w stanie wiele wybaczyć. Zawodnikowi może coś nie wychodzić, może marnować sytuacje, może nawet paść gol po jego błędzie- trudno, ale jeżeli jakiś piłkarz ewidentnie przechodzi obok spotkania i nawet nie stara się zrobić czegoś więcej niż zwykle, po prostu spaceruje po boisku to już nie potrafię udawać, że tego nie widzę. Drugą kwestią jest sam manager, od którego oczekiwałabym podobnego zaangażowania. Czy wczoraj mogliśmy coś takiego zobaczyć? To pytanie, jak i inne kwestie postaram się poruszyć w kilku poniższych punktach.

Pierwszy skład (?!)

Jak zwykle godzinę przed spotkaniem na Twitterze mogliśmy zobaczyć wyjściowe jedenastki obu ekip. To był pierwszy moment, w którym nie bardzo wiedziałam, czy się śmiać czy płakać. Przecież nawet 7-letni chłopiec kopiący się po czole na orliku wie, że jeżeli przegrywa w pierwszym meczu to na rewanż stara się usposobić drużynę ofensywnie, nie ma już czego bronić, więc atakuje- logiczna sprawa. Jednak nie dla wszystkich, gdyż niejaki Louis van Gaal już nie wiem który raz w tym sezonie chyba sobie kpi ze wszystkich wokół. Czy on stara się zrobić komuś na złość, stroi sobie żarty, czy o co mu chodzi? Już sama nie wiem. W pierwszym meczu Manchester United zaprezentował się tak żałośnie na Anfield, że praktycznie za pewny można uznać fakt, że piłkarze zaprezentowaliby się lepiej w ogóle nie wychodząc na murawę, tak więc może ze strony Holendra byłoby miło desygnować do gry zawodników, którzy są w stanie stworzyć realne zagrożenie? Jednak nie! Naprawdę chciałabym się kiedyś dowiedzieć na co liczył LvG wystawiając do środka pola duet FellainiCarrick. Czyżby niezawodna mieszanka doświadczenia z …? Najgorsze, że nawet nie wiem z czym… Młodość nie pasuje, kreatywność tym bardziej. Gorszego połączenia nie jestem sobie w stanie wyobrazić na ten moment, jednak właśnie ta dwójka w wyobrażeniu van Gaala miała pokierować naszą grą- w tym momencie staram się powstrzymać przed salwą śmiechu/ płaczu. Już nawet nie chce mi się za każdym razem wylewać wiadra pomyj na Belga i jego żenującą grę, więc ograniczę się do krótkiego podsumowania: właściwie graliśmy w 10. Natomiast Anglik w tym sezonie też prezentuje się dramatycznie słabo i jego atuty, jakimi zawsze były otwierające podania, czy przegląd pola teraz prezentują się marnie, do tego w dużym stopniu uwagę przykuwa mankament Michaela, jakim bez wątpienia jest chociażby uderzenie z dystansu, a raczej jego brak.
Poza tym nie rozumiem dlaczego w pierwszym składzie nie wybiegł Memphis Depay. Zastanawia mnie w jaki sposób Holender prowadzi tego zawodnika. Kiedy grał źle dostawał szanse. Kiedy zaczął grać dobrze i powoli się odbudowywać, trener sadza go na ławce i to nie pierwszy raz. Młody skrzydłowy naprawdę jest piłkarzem, który potrafi zmienić bieg spotkania, przesądzić je na korzyść swojego zespołu. Ale oczywiście nie mógł wczoraj dostać swojej okazji. Louis na pewno wiedział co robi i po prostu filozofia nie pozwalała dokonywać ofensywnych zmian w zespole, widocznie tak musiało być.

Sam mecz

Przyznaję, że pierwsza połowa nie była taka zła, przynajmniej pod kątem zaangażowania i chęci. Tylko przez te 45 minut stworzyliśmy więcej groźnych szans niż przez całe 90 minut na Anfield tydzień temu. Widziałam walkę (no może nie wszystkich, ale zdecydowanej większości). Rashford biegał od jednego obrońcy do drugiego, Mata wracał się do obrony, co prawda często dosyć nieudolnie, ale nie można powiedzieć, że nie przejął się swoimi defensywnymi obowiązkami, więc mimo wszystko brawa. Do tego włączający się Rojo, no i udało nam się zdobyć bramkę z rzutu karnego, który wykorzystał Anthony Martial. Wspaniała chwila, wszystkie nadzieje odżyły. Brakowało tak niewiele, żeby szybko zdobyć drugiego gola, jednak po kolejnych okazjach piłka nie znajdywała drogi do siatki Mignoleta, czego nie można powiedzieć w przypadku strzału Coutinho, który wyrównał wynik spotkania na 1-1 naprawdę pięknym uderzeniem, tym samym zapewniając duży komfort swojemu zespołowi. Od tamtego momentu musieliśmy zdobyć 3 bramki, żeby awansować dalej. To już niebywale trudne zadanie, ale jestem pewna, że za czasów Fergiego 90% kibiców United do końca wierzyłoby w korzystny rezultat. Wystarczyło szybko zdobyć gola kontaktowego i być może udałoby się dokonać małego cudu. Co nas jednak zastało w drugiej części spotkania?
Po raz kolejny dno.. Już nie wiem, który to raz w tym sezonie, ale graliśmy tak źle, że aż przykro było na to patrzeć. To było takie 45 minut, o którym najpewniej następnego dnia się zapomina. Nie działo się kompletnie nic. Nie było już tak wielkiej walki, tempo kompletnie siadło. Po prostu piłkarze wyszli rozegrać mecz do końca. I właśnie skutkiem takiego nastawienia drużyny wcale nie powinien być koniec przygody w Lidze Europy, a koniec ery van Gaala na Old Trafford, bo nie ma nic gorszego niż brak zaangażowania.

Filozofia upadku

To, że strategia na ten mecz, mówiąc dyplomatycznie była niezrozumiała już wszyscy wiemy. Jednak może warto porozmawiać chwilę o zachowaniu managera podczas takiego meczu. Louis van Gaal nigdy nie był zbyt wylewny w okazywaniu emocji podczas spotkania. Można powiedzieć: taki ma sposób bycia i ok, byłoby to nawet dość zrozumiałe. Wprawdzie osobiście nie jestem w stanie pojąć jak można w ogóle nie wstać z krzesła w takim meczu, bo chyba każdego kto jest w takie spotkanie w jakikolwiek sposób zaangażowany ponoszą emocje, jednak Holendra nie. On jest ponad to. Cały czas żałowałam, że Jurgen Klopp nie znajduje się po drugiej stronie barykady. Świetny trener, charyzmatyczny, żyjący spotkaniem, taki z którym można się utożsamiać. Ale już nieważne, że irytuje mnie ta kwestia. Zajmę się inną sprawą, otóż pytam się kto był pomysłodawcą zmian dokonanych w tym meczu? Już wejście  Antonio Valencii trochę mnie zadziwiło, bo przecież nie grał w pierwszym zespole chyba od 5 miesięcy, ledwo co wystąpił w meczu rezerw, ale kto wie, może korzystnie prezentował się na treningach, więc ta zmiana była jakoś uzasadniona. Ale przy niekorzystnym wyniku i czterech obrońcach na boisku zmieniać jednego z nich – Marcosa Rojo na innego defensora Matteo Darmiana?! To prawie tak jakby do scenariusza polskiego filmu dodać kolejny wulgaryzm. Jest ich aż w nadmiarze, a wszyscy twierdzą, że dodanie kolejnego diametralnie zmieni obraz widowiska… Chyba nie muszę nawet nadmieniać, że nic takiego nie ma miejsca…Czemu nie Depay i przejście na trójkę z tyłu?!

Teatr dwojga aktorów

To był kolejny mecz, w którym jedynymi piłkarzami grającymi na stałym, wysokim poziomie byli David de Gea i Anthony Martial. Z całą pewnością to właśnie pomiędzy tą dwójką rozstrzygnie się rywalizacja o nagrodę dla najlepszego zawodnika sezonu. Ciężko sobie wyobrazić Manchester bez tego duetu. Gdyby nie Hiszpan Czerwone Diabły jeszcze szybciej zostałyby pozbawione złudzeń dotyczących awansu, natomiast we Francuzie przez cały dwumecz można było pokładać nadzieję, że uda mu się wykreować, a następnie wykorzystać sytuację bramkową.

12832527_1017752738293923_4443230640466973623_n
Można byłoby o tym spotkaniu długo rozprawiać: zagłębiając się w statystki, czy też omawiając niewykorzystane szanse, ale teraz i tak nieuchronnie podobne rozważania przybiorą formę zwykłego gdybania. Już jest po dwumeczu, żegnamy się z Ligą Europy, odpadając z Liverpoolem. To dla nas koniec występów w europejskich pucharach w tym sezonie, a pesrpektywa udziału w Lidze Mistrzów oddaliła się jeszcze bardziej. W końcu wygrany finał LE miał nam zapewnić luksus uczestnictwa w tych prestiżowych rozgrywkach. A teraz? Pozostał zwykły żal i smutek, wynikający z tego, że ulubiona drużyna nie jest w stanie sprostać w tym sezonie żadnym wymaganiom. Ten sezon zdaje się nie mieć końca w kontekście kolejnych upokorzeń i złych występów. Pozostaje czekać na lipiec i być może w końcu jakieś poważne zmiany, bo tak dłużej być nie może.
Wiecie jaki był najpiękniejszy moment wczorajszego spotkania? Sir Alex Ferguson cieszący się z gola Martiala. Wciąż tak samo żyjący meczem, ktoś kogo tak bardzo brakuje. Wciąż bardziej zaangażowany od obecnego managera, niech każdy sobie sam dopowie jak to świadczy o Holendrze… Aż chciałoby się krzyknąć, żeby Szkot zszedł z tej trybuny, skierował się w kierunku ławki trenerskiej i zepchnął van Gaala z jego pieprzonej grzędy, tak jak to kiedyś zrobił z Liverpoolem…

fergie

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*