Warning: error_log() has been disabled for security reasons in /home/hosting/prv-hosting/opx.pl/e/d/red-pride/wp-includes/wp-db.php on line 1289 Warning: error_log() has been disabled for security reasons in /home/hosting/prv-hosting/opx.pl/e/d/red-pride/wp-includes/wp-db.php on line 1289 Pożegnania i powroty | Manchester United- Born to be Red

Pożegnania i powroty

Wiecie co? Kilka dni temu doznałam oświecenia- przypomniałam sobie za co tak naprawdę kocha się Manchester United, dlaczego poświęca mu się co tydzień swoje 90 minut życia i dlaczego te emocje, które towarzyszą nam podczas pojedynku są czymś unikalnym.

Oczywiście staram się nawiązać do półfinałowego pojedynku Pucharu Anglii z Evertonem. To był wielki mecz. Pod każdym względem. W tym sezonie mieliśmy prawo przyzwyczaić się do nudnych spotkań rozgrywanych przez naszą drużynę. Nie jest żadną tajemnicą fakt, że często piłkarze Czerwonych Diabłów wręcz kopali się po czołach i fundowali nam widowiska, których kibice o słabszych nerwach mogliby nie przeżyć, zważywszy na poziom beznadziejności i wszechobecnej nudy.

Wyobraźcie sobie więc euforię jaka towarzyszy mi w tym sezonie za każdym razem, kiedy tylko piłkarze Louisa van Gaala próbują rozegrać piłkę trochę ryzykowniej, do przodu, z polotem. To jest coś! Nie podania wszerz boiska, czy do Davida de Gei, a do przodu. O to właśnie chodzi w futbolu, żeby biec w kierunku bramki przeciwnika, ambitnie, z zaangażowaniem i tak długo forsować defensywę rywala aż w końcu się złamie. Nawet najlepsi obrońcy, w przypadku gdy cały czas są naciskani popełniają błędy. Nie ma siły…

I co zobaczyłam w sobotę? Właśnie to o czym tutaj wspominam! Holender zdążył nas już przyzwyczaić do tego, że wystawia młody skład do gry i akurat za to jestem mu niezwykle wdzięczna. W oczach tych chłopaków widać ogień, widać że najzwyczajniej w świecie im się chce i zależy im na jak najlepszym wyniku. Kilka dłuższych sprintów po to, żeby powalczyć o niezbyt dokładną, długą piłkę, czy też postraszyć bramkarza rywali, albo po prostu wywrzeć presję na obrońcach? Dla Martiala, Rashforda, Lingarda, czy też Fosu-Mensaha nie stanowi to najmniejszego problemu. Coś takiego chcę oglądać. W takim przypadku nawet sam wynik schodzi na dalszy plan,o ile widzi się chęci i poświęcenie. Bez wątpienia szansę tym chłopakom dał LvG i to jego zasługa, że dzisiaj możemy cieszyć się ich grą. Niezależnie od tego, czy nasz manager ostatecznie odejdzie, czy też zostanie (naprawdę nie mam pojęcia jak ta saga się zakończy) to przyznaję, że wytworzył w Manchesterze ogromny kapitał i chciałabym, żeby ewentualny nowy trener potrafił to wykorzystać. Sprawić, by te nieoszlifowane diamenty zaczęły świecić pełnym blaskiem, a że ich na to stać jestem całkowicie przekonana. Po prostu nie można tego zaprzepaścić.

Już na początku półfinałowego starcia napisałam na Twitterze, że Martial zniechęci defensorów Evertonu do wykonywania zawodu przez pewien czas. A Francuz jak zwykle mnie nie zawiódł. Myślę, że kwestia tego, iż Anthony wyrośnie nam na wielkieego gracza (już jest świetny, a może być tylko lepszy) jest tak oczywista, jak to, że Mario znany z nieskomplikowanych platformówek biegnie tylko w prawo. Ekscytująca jest myśl, że mamy okazję przyjrzeć się temu jak Tony się rozwija i praktycznie na naszych oczach wchodzi na coraz wyższe stopnie kariery. To ten rzadki przypadek, gdy siedząc przed telewizorem i widząc, że piłkę dostaje Martial mam przekonanie, że wyniknie z tego coś dobrego. Kiedy z Evertonem przejął podanie od Andera Herrery wiedziałam, że zamieni je na bramkę. Można byłoby pisać o nim cały dzień, albo zwyczajnie zatrzymać się na określeniu: „Klasa sama w sobie”.

Jednak jest jeszcze kilku bohaterów sobotniego pojedynku,których trzeba wymienić.

1. Marouane Fellaini– przyznaję się do tego, że chwalę Belga z taką częstotliwością jak Arsenal wygrywa ligę, ale tym razem muszę zrobić wyjątek. Naprawdę bardzo dobry występ. Felli kilkukrotnie zaliczył ważne przechwyty w odbiorze, czy też najprawdopodobniej uchronił drużynę od straty bramki, blokując na wślizgu strzał/ ostrą centrę zawodnika Evertonu. I co najważniejsze – zdobył dla nas pierwszego gola! Nie pamiętam tak dobrego spotkania w jego wykonaniu, ale mam nadzieję, że dokończy sezon właśnie w takim, dobrym stylu.

2.Wayne Rooney– odkąd pan kapitan wrócił po kontuzji coś drgnęło w naszej grze. Nagle okazało się, że można zagrać piłkę do przodu, ofensywnie, albo błysnąć idealnym crossem praktycznie przez pół boiska. Zdążyłam odwyknąć od takich spektakularnych zagrań w środku pola, tymczasem wrócił Wayne i nasz ofensywny świat stał się piękniejszy. Czy to było to brakujące ogniwo w poprzednich spotkaniach? Zdecydowanie.

3. David de Gea– specjalnie zostawiłam sobie Hiszpana na koniec. B O H A T E R. Chyba fakt, że obronił rzut karny w kluczowym momencie spotkania mówi sam przez siebie. David konsekwentnie tworzy swoją legendę na Old Trafford. Jest już na tym etapie, że każdy spodziewa się po nim niewiarygodnych interwencji i bronienia praktycznie pewnych bramek, a on nie zawodzi. Chyba trzeba wybrać się w jakąś dziękczynną podróż w hołdzie za niedołęstwo działaczy Realu Madryt w letnim okienku transferowym, dzięki czemu De Gea został z nami w Manchesterze.

O takich spotkaniach można pisać w nieskończoność. Jeden mecz może sprawić, że sezon, który nie był najlepszy nagle może stać się tym historycznym, zw względu na zdobyty puchar.

W finale zmierzymy się z Crystal Palace. Nie chciałabym zapeszać, bo na pewno londyńczycy postawią nam trudne warunki, ale jakby nie patrzeć w tym momencie droga do triumfu jest szeroka i otwarta niczym amerykańska autostrada. Tylko i wyłącznie od naszych zawodników i Louisa van Gaala zależy to, czy 21 maja na Wembley fani będą mogli cieszyć się razem z nimi ze zdobytego trofeum, czy też wszyscy zwieszą głowy w dół, mając świadomość niewykorzystanej szansy.

Na początku napisałam, że kibice poświęcają czas na oglądanie meczów United, jednak „poświęcenie” to złe słowo. Ten półfinał mi o tym przypomniał. Zawsze, gdy nasi piłkarze są zaangażowani, widać w nich pasję; wolę walki i przeświadczenie o tym, że niezależnie od okoliczności wynik spotkania można obrócić na swoją korzyść, to oglądanie Czerwonych Diabłów przypomina spotkanie z dawno niewidzianą rodziną. Tą, którą pożegnaliśmy wraz z odejściem Sir Alexa Fergusona. W sobotę, zdobywając zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry ta rodzina do nas wróciła, a my mimo tego że mamy do niej trochę żalu za to, że zostawiła nas na tak długo i tak przyjmiemy ją z otwartymi ramionami. Przecież niezależnie od gorzkich słów, które padały i tak na nią czekaliśmy…

https://www.youtube.com/watch?v=86Vnr-5I7DI

1 Komentarz do Pożegnania i powroty

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*